Literatura wojenna to nie jest to, co lubię najbardziej. Nie to, że temat nie jest ciekawy. We mnie po prostu rośnie ogromny sprzeciw wobec tego całego zła, jakie rozgrywa się w tej scenerii. Dlatego też nie czytałam popularnej kiedyś „Kołysanki z Auschwitz” oraz „Dzieci żółtej gwiazdy”. I wybierając książkę nie skojarzyłam autora. Zafundowałam sobie tym samym niezły emocjonalny rollercoaster. Dlaczego?
Wybierając książkę „Bibliotekarka z Saint Malo” Mario Escobar z popularnej księgarni internetowej, niespecjalnie patrzyłam na opis. Spodobała mi się koncepcja książki, pomyślałam że biorę w ciemno.
Pierwsze strony
utwierdziły mnie w przekonaniu, że to perfekcyjnie napisana opowieść. Bo czytało się ją naprawdę dobrze. To zupełnie inna klasa literatury, zwyczajnie płyniesz przez kolejne strony, śledząc z zapartym tchem historie bohaterów. Pod tym kątem, była to miła odmiana od wcześniej przeczytanych książek.
Inna sprawa, to temat opowieści, a raczej jej historyczne tło. Tak jak pisałam wyżej, literaturę wojenną raczej omijam. Tu wpadłam w sam jej środek. Kwintesencję walki, nie tylko z wrogiem, ale i z własnymi demonami. Autor w rewelacyjny sposób pokazał jak na wieść o wojnie i podczas jej trwania reagowali rządzący. Duży ukłon za pokazanie tego w bardzo obrazowych scenach. Nic nie musiał nic narratorsko dodawać.
Każda kolejna strona to gra na emocjach
gdzie stawka o jaką walczą bohaterowie jest coraz wyższa. Po czym tak właściwie poznać dobrą książkę? Autor staje się dyrygentem uczuć czytelnika. Jeżeli ma je w garści, wygrał. Może mieć pewność, że opowieść zostanie w odbiorcy na długi czas. „Bibliotekarka z Saint-Malo” Mario Escobar to opowieść smutna.
Pokazująca, jak niewiele znaczą nasze prywatne uczucia w zderzeniu z brutalnością wojny burzącą cały misternie ułożony świat. Ale z drugiej strony, daje nadzieję, że nie wszystko stracone. Że taka rzecz jak książki, może stać się pasmem porozumienia między skrajnie różnymi postaciami. Z zupełnie innych światów.
To historia o Jocelyn, młodej bibliotekarce
która 1 września 1939 roku wzięła ślub ze swoim ukochanym. Młodzi i szczęśliwi, wybrali się w krótką podróż poślubną. Jak się potem okazało, ostatni wspólny wyjazd. Wojna zatacza coraz szersze kręgi, Jocelyn zaczyna chorować na gruźlicę a jej mąż zostaje powołany do wojska. Gdy armia niemiecka wkracza do Saint Malo, wszystko się zmienia. Do jej mieszkania wprowadza się kapitan Hermann von Choltiz. Ma za zadanie zniszczyć całą szkodliwą literaturę.
Czy wspominałam, że Jocelyn jest zamiłowaną w książkach bibliotekarką? Nie odda książek, będzie ich bronić za wszelką cenę. To nie jest opowieść o bezsensownym heroizmie. Próżno szukać tu również słodkiego love story. Jocelyn nie jest również żadną super bohaterką. A jednak, to opowieść, która naprawdę wciąga.
Chyba nie muszę dodawać, że polecam?
„Bibliotekarka z Saint-Malo” Mario Escobar to nowość z księgarni taniaksiazka.pl
To zdecydowanie lektura dla mnie. Uwielbiam tego typu powieści.
Czy on jest spokrewniony z królem narkotyków Pablem Escobarem? 😀
Haha, nie wiem. I nie jestem pewna, czy chce wiedzieć 😅
Słusznie. Niektóre rzeczy lepiej zatopić w kawie. 😀
Opowieści z czasów wojny zazwyczaj są trudne. „Słowik” na przykład. Tej ksiązki nie znam. Może spróbuję jak będę w odpowiednim nastroju.
Nie przepadam za takowa literaturę chociaż przez chwilę czytałam romanse historyczne
Ja też nie przepadam za taką literaturą, choć kilka książek mi przypadło do gustu 🙂 Może kiedyś się skuszę 🙂
Książka na pewno bardzo ciekawa i wciągająca, jednak w obecnym czasie nie dla mnie. Teraz czytam lekkie, obyczajowe historie, które relaksują, odprężają i kończą się pozytywnie 🙂
Pozdrawiam ciepło, Agness:)
Mam podobne odczucia czytając taką literaturę i dlatego rzadko po nią sięgam. Aktualnie czytam „moje życie pełne cudów” Jest to prawdziwa historia kobiety, która dzięki muzyce przetrwała piekło trzech obozów. Początek jest lekki ale boje wie co będzie dalej i wiem ze będzie ta książka długo siedziała w moje głowie.
Podoba mi się Twoja recenzja i oczywiście książka wylądowała już w koszyku 🙂
Nie czytałam ale ostatnio byłam na elapie literatury wojennej, ostatnio to „Albert Speer wspomnienia” ale przechodzę na coś lżejszego 🤗. Miłego dnia🥰
Od czasu do czasu lubię przeczytać książkę tego typu.W Saint -Malo byłam i chętnie wczułabym się w te klimaty.
Przyznam, że ciekawie przedstawiłaś treść tej książki, bez zbędnego kolorowania. Chętnie po nią sięgnę! 🙂
O jacie, ta książka ma piękną okładkę. Ja bym ją wzięła z półki po obrazku haha. Ale swoją drogą, bardzo ciekawa fabuła, ja nie mam co prawda nerwów na takie historie, ale właśnie takie zachodzą mi najbardziej w pamięć
Ja na razie nie planuję jej czytać ze wzgledu na autora. Opinie są takie, że „Kołysanką…” nie błysnął