W niedzielę wypiłam ostatnią kawę…

do Świąt Bożego Narodzenia. Gdy napisałam tę informację na blogowym instagramie błyskawicznie dostałam pytania – czy jestem w ciąży, a może chora? czy też przez COVID zmieniły mi się smaki? Nic z tych rzeczy. Po prostu piłam tej kawy za dużo. Tak, można za dużo. A resztę opowiem dalej…

sroda z kawa

Na początku wypada określić jasno…

ile piłam kaw dziennie. Dwie filiżanki o poranku, jedna w południe, a popołudniu jeszcze jedna filiżanka lub espresso. Czyli cztery góra pięć, max. sześć porcji mocnej, aromatycznej, z orzechową cremą porcji kawy, która mnie budziła, dawała kopa a jej aromat na stałe wpisał się w moje życie…

żartuję

po długim spożywaniu takiej ilości kawy, przestała mi po prostu smakować. Tak, sama nie wierzę w to co piszę, ale coś, co było rytuałem, kwintesencją dnia, taką wisienką na torcie, stało się…nijakie. A potem doszły jeszcze sygnały mojego ciała, które jasno dawało mi do zrozumienia – Aga, przeginasz.

Bo do coraz częściej powtarzającego się drgania powieki doszły jeszcze bolesne skurcze łydek. W zestawie otrzymałam jeszcze ogólne osłabienie, wkurzenie i stan irytacji na wysokim poziomie. Coś było nie tak. W niedzielę wypiłam więc moją ostatnią kawę przed Świętami. Mleczne cappuccino z podwójnym espresso, z kawy o mocno ziemistym orzechowym posmaku który przebijał nawet przez mleczną piankę, posypane odrobiną kakao. O rany, nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym się jej znowu napić!

No to się napij, po co te cyrki!

z dwóch powodów. Pierwszy to taki, że chcę dać czas organizmowi na regenerację. Czy niespełna 4o dni wystarczy? Nie wiem, ale tyle zakładam. Suplementacja idzie pełną parą, skurcze już się nie pojawiają, powieka również prawie się uspokoiła. Efekt placebo? Jeżeli tak, to działa;)

Po drugie, chcę sobie udowodnić, że potrafię. Że dam radę. Wiesz, to tak jak z książkoholikiem który postanawia przez miesiąc nie kupować ani pożyczać książek. Ba, nie tykać nawet jednej! Albo z maniaczką kosmetyczną, która przez określony czas nie skusi się na żaden kosmetyk i przestanie w ogóle się malować. Tak właśnie jest ze mną – w tym wypadku odstawienie totalne to jedyna droga. I uprzedzam, próbowałam krok po kroku, zmniejszać ilość wypijanej kawy. To niestety tak nie działa. Kusi, nęci, jeszcze jedna filiżanka, no weź, bez tego nie dasz rady!

A jednak żyję…

i bardzo, bardzo staram się znaleźć więcej plusów niż minusów. Piję więcej wody. Zaoszczędzę na kawie. Otwieram się na nowe smaki. Tyle z plusów.

Poza tym jestem marudna, rano nie mam tego powera, raczej po prostu siedzę i biernie obserwuję rzeczywistość, zamiast od razu wejść w wir dnia. Wieczorami nie umiem już konstruktywnie myśleć, co skutkuje mniejszą aktywnością na blogu. Co jeszcze? Wciąż zadaję sobie pytanie… na co Ci to Aga? Ponoć mam szczęście, że nie boli mnie głowa – to najczęstszy skutek uboczny nagłego odstawienia kawy, gdy organizm był do niej przyzwyczajony.

Także tego.

Trzymajcie za mnie kciuki, bym wytrwała w tym postanowieniu!

25 grudnia zaparzę sobie pierwszą po 39 dniach kawę. W ulubionej filiżance – usiądę w fotelu i będę celebrować chwilę. Tak porostu. To dopiero będzie prezent pod choinkę:D

p.s. w komentarzach na Twoim blogu będę jednak pozdrawiać znad filiżanki kawy. Nawet, jeżeli to będzie tylko kawa wypita w marzeniach;) 

 

65 Replies to “W niedzielę wypiłam ostatnią kawę…”

  1. a znasz 'kawy’ Dr. Jacobs? są zdrowe, pyszne i samej kawy zawierają bardzo mało, dla mnie to jest odkrycie ostatnich miesięcy, polecam szczególnie ReiChi Cafe z mlekiem kokosowym i grzybkami reishi i Chi Cafe balans z guaraną

  2. Bardzo dobrze Cię rozumiem, bo ja co jakiś czas też muszę z kawy zrezygnować ze względu na stan zdrowia i leczenie. A tak swoją drogą jak dziś przeczytałam na blogu Twój komentarz i pozdrowienie znad filiżanki, to sobie pomyślałam ” jak to ? przecież Aga nie pije kawy do świąt ?!” 😉

  3. I ja piję jej stanowczo za dużo, ale lubię jej smak, świeżo zaparzona i gorąca. Ale parę lat temu, prawie rok funkcjonowałam bez kawy. Chciałam spróbować, udało się, wtedy w filiżance parzyła się albo zielona herbata, albo Inka. Ale gdy po roku, wypiłam pierwszy łyk kawy…
    Wyśmienite przeżycie dla kubków smakowych. Powodzenia 😉 Piękny cel, więc byle do Gwiazdki 😉

  4. Yerba – albo za kilka dni pęknie Ci głowa. Możesz też próbować czekolady. W każdym razie jak pojawi się ból głowy – to właśnie brak kawy, nie daj sobie wkręcić nic innego. Syndrom odstawienny czy coś. Da się przeżyć. Ale z yerbą łatwiej. Tylko pamiętaj, że yerba może zmieniać smaki, żebyś z kolei nie pomyślała o koronce 😉

    1. ech, tyle się może wydarzyć przez odstawienie jednej kawy… ból głowy miałam przez dwa dni. Przeszło. Dzisiaj zaparzyłam sobie pierwszą yerba, bardzo słabiutką. Czy pomogło w jakiś sposób? Dało kopa? Nie odczułam za bardzo. Od rana jednak się uśmiechałam;)))

  5. Nie piję kawy, jakoś od sierpnia 😛 A piłam jej podobne ilości do Ciebie 😛 Drgająca powieka i skurcze to była norma 😛 Bóle głowy pod odstawieniu też się zdarzały, ale myślałam, że będzie gorzej 😛 Jednak kopa z rana nigdy nie potrzebowałam, wystarczy ograniczony czas do wyjścia i masa obowiązków, które muszę ogarnąć, a jednak wstawać wcześniej się nie chce ;P

    1. Haha, u mnie w takich sytuacjach faktycznie jest wszystko z rozpędu, ale kawa pomagała mi to jakoś emocjonalnie chyba ogarnąć. Łączę się z Tobą w bólu w niepiciu kawy:D

  6. Trzymam kciuki w takim razie. Człowiek powinien co jakis czas sprawdzać, czy przyjemność nie zmieniła mu sie w uzaleznienie, więc kibicuję Ci bardzo. Myslę też, że po tej przerwie zaczynaj ostrożnie i łagodnie.

  7. Miałam kiedyś też dłuższą przerwę w niepiciu kawy, bo się źle po niej czułam. Nadczynna tarczyca – pobudzała się jeszcze bardziej. Piłam wtedy kawę zbożową – dla zachowania rytuału, bo ja myśle, że to chyba więcej o rytuał chodzi niż o samą kawę. Ale faktycznie, potem smakowała jak nigdy. Powodzenia

  8. Aga trzymam kciuki. Ja piję 3 filiżanki. Uważam, że za dużo. Też będzie „walka”. Chciałabym dwie, a może nawet jedną filiżankę. Pozdrawiam akurat z nad filiżanki kawy. 🙂 .

  9. Trzymam kciuki za postanowienie 🙂 rozśmieszyły mnie te pytania do Ciebie, które dostałas 🙂 no nie ma to jak czytać bez zrozumienia albo wcale nie czytać treści, ja jakoś wiedziałam o co chodzi;)
    A co do kawy to ja piję jedną, sporadycznie dwie dziennie.

  10. Taka przerwa rzeczywiscie sie przyda. Kiedys zawsze w okresie postu rezygnowalam z kawy, taki maly detox. I ta pierwsza kawa jest potem tak bardzo aromatyczna. Gratuluje pomyslu!

  11. Ja piłam nawet 5 kubków dziennie. Zaczęły się u mnie niestety skoki ciśnienia, więc zmuszona byłam odstawić kawę. chociaż od czasu do czasu pozwalam sobie na cappucino 😉

  12. Ja kiedyś nie piłam kawy 4 dni i tak zaczęła mnie boleć głowa, że musiałam się napić. Na studiach piłam zdecydowanie wiecej kawy niż teraz. Wtedy piłam 2-4 a czasem jak była sesja to nawet 5 mocnych. Obecnie pije 1-2 kawy i czuje się dobrze. Życzę powodzenia 🙂 Dasz radę 🙂

  13. Trzymam kciuki za Twoją wytrwałość 🙂
    Ja ograniczyłam spożycie kawy z sześciu filiżanek do trzech i póki co jest ok.
    Okazało się, że te trzy są wystarczające 🙂

  14. Ja też kiedyś piłam 4-5 kaw, teraz ograniczam się do maksymalnie dwóch. Nie dlatego, że mi spowszedniała, bo ja mimo prób bez kawy funkcjonować nie umiem, ale mój żołądek zaczął protestować. I myślę, że te 2 kawy to dla mnie ilość optymalna. Jedna z rana na rozbudzenie i druga w południe dla przyjemności.

    1. Heh, tak jest że organizm nam dyskretnie sugeruje kiedy przeginamy… Podoba mi się to Twoje stwierdzenie – „Jedna z rana na rozbudzenie i druga w południe dla przyjemności” 🙂

  15. Myślę, że to dobra decyzja. Dobrze jest sobie czasami zrobić detoks od czegoś co kochamy, a stało się już naszą codziennością, później tym bardziej będziemy to doceniać. Życzę wytrwałości!

  16. Obserwuje Twoje wyzwanie na Insta. Jestem ciekawa, jak poszło z Yerbą, bo ja kiedyś posmakowałam i było okej, do chwilii, gdy jej nie zwróciłam, także uważaj :D. Ja staram się chodzić szybciej spać, ale różnie to aktualnie wygląda. Dając sobie takie właśnie wyzwania, życie jest ciekawsze, więc się nie poddawaj, a organizm Ci podziękuje. Trzymam mocko kciuki, mam nadzieję, ze nie zmienisz nazwy bloga na „myteetime”, ale herbatki też są dobre, ja je uwielbiam 🙂

    1. Haha, nazwy bloga nie zamierzam zmieniać, to wyzwanie jest CZASOWE;) Dzisiaj piłam bardzo słaba yerba mate i było bardzo ok, także, zobaczymy. Inne herbatki też mam pod ręką – zielona, rozgrzewająca z imbirem, whisky… ;)))

  17. Ale się porobiło! Trzymam kciuki, oczywiście, bo kawa to jednak nie książka i może zaszkodzić. 🙁
    Ale nazwy bloga nie zmienisz przez ten miesiąc? Nawet jeśli będzie cię kusiła? 😛 I nie stanie się to na przykład blogiem „My_sad_and_empty_without_coffee_time”?

  18. Doskonale Cię rozumiem. Akurat kawy nie pijam, ale uwielbiam mocną herbatę. Tyle, że mocna herbata, stres i niewyspanie skutecznie wymywały ze mnie cały magnez i permanentnie a to właśnie skurcze łydek, a to drżenie powieki, a to drżenie dłoni. Potem suplementacja i szybka poprawa. A potem znowu. Także rozumiem Cię.
    Ostatnio przez pandemię staram się pić więcej wody i herbaty ziołowej i jest nieco lepiej!
    Po takiej przerwie ta kolejna filiżanka będzie na pewno rozkoszą – tego z całego serca Ci życzę. Więc też przekornie – pozdrawiam znad szklaneczki z wodą. 😀

  19. Aga Ty jak Norweszka 🙂 oni kochają kawe. Normalnie pika ja wszdzie i całymi dniami, a w dodatku tak okropną fujjjjj
    Ja uwielbiam smak kawy i delektować się jej smakiem a nie pic bo pic bo jest…

    1. Heh, no coś w tym jest… Swoją drogą, kawa podawana w Norwegii trochę różni się smakiem od tej którą lubią Polacy /przynajmniej statystycznie/. U Norwegów więcej posmaków owocowych, kwaśnych, bardziej…wyrafinowanych. U nas rządzi jednak robusta, z ziemistymi, orzechowymi smakami 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.