Zakonnice odchodzą po cichu Marta Abramowicz

Kontynuując cykl lutowych recenzji o miłości, dzisiaj będzie poważniej. Mowa będzie o miłości do Boga. To ona zaprowadziła bohaterki tego reportażu w klasztorne mury. To z nią musiały się zmierzyć, gdy poczuły, że jednak zakon to nie miejsce dla nich. „Zakonnice odchodzą po cichu” to lektura trudna. Wymagająca wprost proporcjonalnie do Waszego emocjonalnego zaangażowania w Kościół Katolicki. Dlaczego? Już tłumaczę…

Wspólne czytanie…

wszystko zaczęło się od bloga Naćpana książkami. Autorka już po raz trzeci ogłosiła akcję wspólnego czytania, a potem zbiorczej recenzji w formie odpowiedzi na kilka pytań. W tej edycji zgłosiły się prócz mnie jeszcze 3 inne blogerki – nasze wspólne opinie o książce możecie przeczytać o tu: 7-pytan-i-jeszcze-wiecej-odpowiedzi .  I uczciwie przyznaję, że gdyby nie ta akcja, zapewne nigdy nie sięgnęłabym po „Zakonnice odchodzą po cichu”. Pobrałam jednak z legimi i zabrałam się do czytania…

Autorka…

podjęła się niezwykle trudnego tematu. Zakonnice, które odchodzą z zakonu. Okazało się, że to temat tabu. Nie mówi o tym ani strona kościelna, ani tym bardziej świecka. To wstyd dla rodziny i społeczności, to sprzeniewierzenie się wartościom wciąż uznawanym przez społeczeństwo za święte. To w końcu dramat kobiety, której rozpada się świat i wszystko w co wierzyła. Wychodząc z zakonu nie otrzymuje żadnego wsparcia. Ani finansowego, ani mentalnego. Marta Abramowicz musiała wykazać się determinacją i jednocześnie cierpliwością.

Książka…

to wyznania byłych zakonnic. Opowiedziane w taki sposób, że podczas czytania ciśnienie skakało mi raz po raz. Te historie to jakiś totalny koszmar. Autorka musiała wykazać się niezłą determinacją i cierpliwością aby móc je wysłuchać i spisać. Bo byłe zakonnice boją się opowiadać o tym co przeżyły w zakonach. Z jednej strony nie chcą do tego wracać a z drugiej…nie chcą zdradzić swojego byłego klasztoru. Opowiadanie o tym, co dzieje się za murami, jest bowiem traktowane jako największa zdrada.

to również konfrontacja z innymi środowiskami kościelnymi. Autorka rozmawia również z zakonnikami, pyta ich o sytuację w zakonach żeńskich. A oni odpowiadają, że choć powinna, to w tych zakonach nigdy nie została przeprowadzona reforma, więc prawa jakie nimi rządzą, są rodem ze średniowiecza. Umartwianie w imię miłości do Boga…

to też pokazanie, że na świecie zakony żeńskie wyglądają zupełnie inaczej. Zakonnice mogą się kształcić, mają swoje fundusze, działają aktywnie i nie muszą nosić niewygodnych habitów. A te z USA jawnie walczą o swoje prawa, które Kościół Katolicki chce im zabrać. Da się? Da. Tylko jakoś w Polsce nie.

to w końcu pokazanie, jak opinia publiczna i różne środowiska zareagowały na publikację pierwszego wydania tej książki. Bez nich książka wydawałaby się niepełna.

Echa…

były spore. Na autorkę wylało się wiadro pomyj. Środowiska prawicowe grzmiały o tym, że książka jest jednostronną opinią uważających się za skrzywdzone byłych zakonnic. Dostawała maile pełne gróźb i szkalujących słów. Książkę starano się wyśmiać na wszelkie sposoby i jednocześnie zakazać jej czytania.  Ale z drugiej strony, otrzymywała również wiadomości zarówno od byłych zakonnic które nie odważyły się na publiczną opowieść o tym, co je spotkało, a także rodzin w których są lub były zakonnice. To były listy z podziękowaniem – bo w końcu zrozumiano pewne kwestie, o których nikt nie mówił.

Obiektywizm…

i tak po przeczytaniu tej książki zaczęłam się zastanawiać, czy autorka poradziła sobie z najważniejszą kwestią w reportażu – obiektywizmem. Myślę, że udźwignęła ten ciężar. Bo przeciwwagą dla wyznań byłych zakonnic. które, co tu dużo mówić, nie były za pochlebne dla Kościoła Katolickiego, były rozmowy z różnymi osobami ze środowiska Kościelnego, które to próbowały wytłumaczyć, dlaczego to wszystko wygląda tak a nie inaczej. Mnie jednak osobiście nie przekonały. Myślę, że ten reportaż jest wart przeczytania. Przygotujcie się jednak na silne emocje i wzburzenie…a może na mnie tylko ta książka tak zadziałała…

A z cyklu jednym zdaniem o… dzisiaj o jak... odzież gastronomiczna Gastronomia to ten rodzaj działalności gospodarczej i ta dziedzina, gdzie wszystko, nawet odzież w której przebywają pracownicy, ma ogromne znaczenie. Dbałość o nią jest czasochłonna i…kosztowna. Poza tym, oddając to w ręce personelu, nie mamy 100% pewności, że postępują z nią odpowiednio. Dlatego też, istnieją na rynku firmy specjalizujące się w kompleksowej dbałości o tego typu odzież. Dowiozą, wypiorą, a nawet są w stanie sprawdzić, czy pracownicy odpowiednio często ją zmieniają. Pomysłowe? No pewnie!

24 Replies to “Zakonnice odchodzą po cichu Marta Abramowicz”

  1. Czytałam trochę ,Twojej opinii na blogu „Naćpana książkami ”
    Po samą książkę też bardzo chętnie sięgnę – temat ,jak dla mnie ,nie tylko trudny ale i ciekawy
    Rzeczywiście o zakonnicach ,nie mówi się zbyt wiele
    Pozdrawiam
    Lili

  2. Nie przepadam za takimi książkami, ale myślę że na tą się skuszę, chociaż mniej więcej wiem jak to wygląda, bo w mojej rodzinie też jest była zakonnica. Na szczęście ona dostała wsparcie od całej rodziny.

  3. Mam przyjaciółkę, która po 13 latach – psychicznie wyczerpana – opuściła klasztorne mury. Jeden rozdział – to rozdział napisany przez jej koleżankę… Próbowałam – nie dałam rady tego czytać, bo sama 10 lat pracowałam pod rządami zakonnic. Koszmary mam do dziś…

  4. Widzę po Twojej recenzji, że jest to bardzo kontrowersyjna książka, a ponieważ lubię tego typu trudne historie, dlatego chętnie sięgnę po „Zakonnice odchodzą po cichu”.

  5. Cieszę się, że przyczyniłam się do tego, iż sięgnęłaś po tę publikację. 😉
    Ps. Kolejne akcje powoli w drodze. 😉

  6. Słyszałam o tej książce już wielokrotnie, ale to właśnie dzięki akcji czytelniczej, o której wspominasz poczułam, że chcę ją przeczytać. 😊

  7. czytałam.Jest w tym poza wszystkim wątek kobiecy, bo przecież zakonnice nie przestały być kobietami. Kiedy zestawiam tę lekturę ze „Służącymi” Joanny Kuciel-Frydryszak, problem jest szerszy – jak społeczeństwa traktują (traktowały) kobiety. Kościół jak instytucja skostniała zupełnie nie radzi sobie z problemem.

  8. Muszę przyznać, że książka mnie korci, w sumie od momentu, jak zobaczyłam ją u Ciebie na story.

  9. Czytałam, książka świetna, i o wiele lepsza od kolejnej pozycji tej samej autorki (o dzieciach księży). W zasadzie lektura pokazująca, jak w Polsce kobiety same siebie traktują, i trochę tłumacząca uwielbienie dla Faustyny, prostej dziewczyny z chorobą psychiczną, którą wyniesiono na ołtarze, bo na każdym kroku prezentowała sado-maso.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.