Dzisiaj o książce tak strasznej jak jej okładka. „Mikołaj na zamówienie ” Generalnie zaczęło się od tego, że szukałam czegoś z Mikołajem (ach to wyzwanie!) Nie chciałam kolejnej łzawej bożonarodzeniowej historii z morałem, więc…pokusiłam się, idąc za reklamą na okładce, na „najbardziej niegrzeczną historię świąteczną tego roku”. I tu powinna mi się już zapalić czerwona lampka…
Kilka słów o fabule…
Cała historia zaczyna się w pewne przedświąteczne popołudnie w Central Parku. Do głównej bohaterki, rudowłosej, trzydziestoletniej Holly podchodzi superprzystojny facet w przebraniu Mikołaja (Nick). Zaczynają ze sobą flirtować, zabawa kończy się w łóżku (potem następują opisy seksu, opisy seksu, opisy seksu) a potem Holly znika. Nick jest zrozpaczony, stara się odnaleźć Holly lecz jego wysiłki nie przynoszą rezultatu (tu znowu marzenia bohatera o seksie z Holly, marzenia Holly o seksie z przystojnym nieznajomym Mikołajem, i osobiste marzenia czytającej, czyli mnie, żeby w końcu coś się zaczęło dziać konstruktywnego ). Potem następuje zwrot akcji- nagle spotykają się na super ważnym branżowym przyjęciu. Nick okazuje się wpływowym gościem, Holly, prawniczką z charakterkiem. Tu następuje radość i…znowu momenty. A potem żyli długo i w łóżku. Ups. Opowiedziałam całą książkę.
Co tak się czepiasz kobieto!
bo ta książka jest okropnie napisana. Już pal sześć fabułę, no dobra. To nie Indiana Jones tylko zwykły erotyk. Jednak i tu powinny obowiązywać jakieś standardy. W podobnym tonie, lecz o wiele lepiej napisany był chociażby „Egomaniac” Vii Kellland. Z humorem, sarkazmem, i momentami. „Mikołaj na zamówienie” to chyba najgorsza książka tego roku, chociaż nie, gorsze jednak było 365 dni Blanki Lipińskiej. W każdym razie – gdyby „Mikołaja…” okroić z „momentów”, to wyszłoby opowiadanie na kilkanaście stron.
Książkę czyta się szybko, mi to zajęło jeden wieczór. Napisana przystępnym, prostym językiem, nie zapada na dugo w pamięci. I już chciałam napisać, że to idealna książka na wieczór po ciężkim dniu, ale nie. Są lepsze. A ta, niech utonie w morzu niepamięci książek dennych i oklepanych…
Książkę tą zgłaszam do wyzwania czytelniczego u miros-de-carti.blogspot.com w kategorii Książka z Mikołajem na okładce (6)
A kto to widział czytać historie gwiazdkowe w maju? 😉 Masz za swoje :p 😉
Wydaje mi się, że to „wina” tkwi w czymś innym xD
I bardzo dobrze Ci się wydaje:)
Haha…np może coś w tym jest, ale historii gwiazdkowej tam na lekarstwo?
Kiedy dostałam swojego Kindla, na początku szukałam różnych darmowych książek, dostępnych w sklepie Amazona. Znajdowałam klasyki, takie jak „Wichrowe wzgórza” czy zbiór historii Sherlocka Holmesa, jednak najwięcej było książek z półnagimi mężczyznami na okładce, co było zbyt nachalne, powiedziałabym, że na granicy dobrego smaku. Od tego czasu mam takie, a nie inne zdanie o książkach tego typu.
Pozdrawiam
Mona Bednarska
Taaaak…czasem warto ocenić książkę po okładce.
Czytałam zbyt wiele negatywnych opinii o tej książce, żeby po nią sięgać. Tym razem odpuszczam. ?
Ja ją wzięłam z przymrużeniem oka, ale fakt, najlepsza pozycja to to nie jest 🙂
Oj nie. Tak właściwie to zastanawiałam się po co ta książka została napisana…
najbardziej niegrzeczna historia świąteczna tego roku – o tak. Mi tutaj od razu zapaliła się czerwona lampka! Otóż to, nawet i w erotyku powinny obowiązywać jakieś standardy. W ogóle mam wrażenie, że napisanie/znalezienie porządnego erotyku to wcale nie jest taka łatwa sprawa.
Książki pani Lipińskiej chyba nic nie przebije!! Pozdrawiam serdecznie;)
Też jestem zdania że powinny mieć jakieś standardy…. i zgadzam się, 365 dni nic nie przebije;)
Ja jestem grzeczna……. 😉 . Pozdrawiam Agnieszko. 🙂 .
😉
Nie lubię takich, ani książek, ani filmów. Jakiś „Bad Santa” na przykład. No i poza tym, Mikołaj w maju? Przecież oni tylko w grudniu żyją. ;p
Wiesz, skoro ozdoby świąteczne pojawiają się już we wrześniu to Mikołaj może być w maju…?
Tytuł nie przyciąga, gatunek tym bardziej, a po Twojej recenzji, zapominam, że widziałam 😛
I tak trzymaj?
Lubię takie książki ale co za dużo to niezdrowo 😀
A czy ten Mikołaj pyta czy było się grzeczną? 😀
Nie czytałam, ale teraz przynajmniej wiem, że zupełnie nic nie straciłam 😛
Oj zupełnie nic nie stracilas?
Niby nie ocenia się książki po okładce, ale w tym przypadku jest to wyjątek potwierdzający regule ?
Pozdrawiam
Lili
Im więcej książek przeczytałam tum bardziej skłaniam się do tezy aby te książki jednak po okładce oceniać – można się dużo na jej podstawie dowiedzieć ?
czyli szkoda czasu:))?
lepiej oddać się osobistej rozpuście:))?
Zdecydowanie tak!?
oj nie to nie dla mnie;p
Zdecydowanie nie polecam;)
Witaj Agnieszko po książkach Greyem i 3 filmach nastąpił wysyp książek – typu zagubiona dziewczyna i bogaty przystojny mężczyzna + opisy seksu i to się sprzedaje. Twoja recenzja jest ciekawa, szczerze to nie lubię takiego schematu można byłoby coś nowego wprowadzić a tutaj wszystko do przewidzenia
pozdrawiam ciepło
Ale zobacz, że aż dwie osoby musiały ją pisać, buahahahaha!
Dobre to było. To znaczy twoja recenzja. 🙂 Uśmiałam się.
Przypomniało mi się, gdy byłam redaktor naczelną studenckiego magazynu. Nasz składacz i facet odpowiedzialny za okładkę miał chyba jakieś seksualne braki, bo wiecznie wstawiał roznegliżowane baby, albo cokolwiek, co miało podtekst seksualny. Oczywiście starałam się z nim walczyć, i odrzucałam projekty. Nie jestem strażniczką moralności, ale to bardzo mnie raziło, zwłaszcza że było kompletnie nieadekwatne do treści. W końcu nadeszły święta, więc się ucieszyłam, że okładka będzie normalna. No, cóż… facet wrzucił na okładkę striptizerkę w stroju Mikołaja z pejczem… 😀
Nie czytałam, ale już sama okładka mnie tak … hm… zniechęca ;D
Oj tam oj tam grunt, że przystojniak na okładce xD