Ostatnio moja Mała lat dwa i trochę siedząc na ławce przy placu zabaw jadła truskawki. W pewnym momencie jedna wypadła Jej z rączki. Dziecko, niewiele myśląc, jako że uwielbia truskawki, podniosło ją i…zjadło. Ja parsknęłam śmiechem dodając coś w stylu „5 sekund nie leżało, więc można zjeść”. Jednak mina matek obok mówiła wszystko…
A może raczej nie wszystko, ale wiele. Jedna zapytała, czy ja na to pozwalam, inna dodała, że tyle bakterii i wirusów dookoła, zwłaszcza w publicznym miejscu. Trzecia, której oburzenie było największe, przyglądając się badawczo Małej stwierdziła, że pediatra jej dziecka nie zaleca zbytniej higieny, jednak JEJ dziecko z ziemi może zjeść tylko w domu, gdzie jest czysto…
Nie od dzisiaj jednak wiadomo, że kontakt z drobnoustrojami jest niezbędny do budowania silnego układu immunolgicznego. Wychowywanie w sterylnych warunkach może przynieść więcej szkody niż pożytku. Mała rzadko je coś „na powietrzu”, te truskawki to było odstępstwo od reguły. Przyznam Wam, że trochę głupio mi było – z jednej strony, faktycznie, plac zabaw to nie jest najbardziej czyste miejsce, a z drugiej strony, miałam Małej wyrywać tą nieszczęsną truskawkę z gardła?!
W tym czasie moja Mała poszła się bawić. Zjechała ze zjeżdżalni, weszła na samochodzik, a potem najwidoczniej przypomniała sobie jednak o truskawkach. Rączki wytarła o spodenki i sięgnęła po kolejną truskawę. Matka roku (czyli ja), ku oburzeniu tych samych matek nie wyrwałam jej z ręki owocu, aby wcześniej umyć dziecku ręce płynem antybakteryjnym. Sięgnęłam tylko po jedną z soczystych i niewiarygodnie smakowitych truskawek i delektowałam się jej smakiem. Podobnie jak Mała.
P.S. Jedną z tych oburzonych matek spotkałam później na zakupach w sklepie. Dziecko lat na oko również 2 chciało lizaka. Telefon komórkowy który miało w ręku i którym się bawiło niestety tym lizakiem nie było. Więc dziecko w przypływie frustracji rzuciło nim o podłogę. I dostało lizaka. Jednak chyba smak nie był ten, albo wrażenia za słabe, bo i nim rzuciło o ziemię. W sklepie. Rzeczona mama, starając się nie wyjść z siebie, podniosła lizaka i wręczyła go dziecku bliskiemu histerii. Dziecko /ku mojemu zaskoczeniu/ wzięło lizaka i włożyło do buzi. Tak, tego, który leżał w sklepie na podłodze. Z pewnością jednak więcej niż 5 sekund, więc można zjeść;)))
Jeden nieumyty owoc jeszcze nikogo nie zabił, choć z nie przestrzegania higieny (co się dzieciom zdarza) może dojść do bolesnego zapalenia jamy ustnej.
Aż tak źle u nas nie jest – Mała zdrowa jak ryba;D
A potem dziwic sie, ze dzieci tak choruja. No jak maja nie chorowac, jak od malego nie mialy do czynienia z zadna bakteria? Ja owoce ze sklepu co prawda zawsze myje, bo nie wiadomo kto je dotykal i co po nich lazilo, a poza tym leza na tej polce dluzej niz piec sekund, ale zdarzalo sie moim dzieciom swiezo wyrwana z ziemi marchewke zjesc na przyklad.
Coś jest na rzeczy. Nikt nie mówi o brudzie i nie zachowywaniu higieny ale skądś dziecko musi nabrać odporności. Zresztą nawet gdyby rodzic chciał to i tak mu się nie uda. Dziecka nie upilnuje.. nie ma takiej opcji. Moja malutka bratanica zjadała okruchy z podłogi , teraz czasem potrafi zjesc ciastko ktore leżało na ziemi na ulicy i jest panika ale to moze dlatego,ze to pierwsze dziecko.
Generalnie jak leży coś obcego, to Mała nie może tego brać, ale jak swoje upadnie i nie poleży 5 sekund…to czemu nie;)))
Sprawdza się maksyma, że we wszystkim trzeba zachować umiar i zdrowy rozsądek…
Haha:D Nie wiem czy powinnam się tym chwalić ale też wyznaję tą zasadę:D:D
To niezwykle przydatna zasada;)))
Madrzy ludzie zyja w brudzie!
Nie brałabym tych słów jednak tak dosłownie;)
Pełną łapką za Tobą! Przecież my też wychowaliśmy się w piaskownicach jedząc tam kolację w ręku i jakoś to teraz właśnie jest więcej alergików itd 🙂
Dziękuję:D
Ha, ha 🙂 Najbardziej bawi mnie pouczanie przez innych, których to nie dotyczy 🙂
Wiesz, każdy chce doradzić i dzięki temu poczuć się lepiej…
Mój maluch też często zjada to co mu upadło na ziemię, ja tego nie zabraniam i jakoś nie mamy problemów ze zdrowiem. Odpukać, praktycznie nie choruje, a problemów z brzuszkiem też nie ma. Och te niektóre idealne i wszystkowiedzące maDki 🙂
Tak…nie sposób uniknąć z nimi spotkania, szczególnie na placu zabaw. Ale nic nie przebije pewnej babci, która chodziła za swoim na oko 8 letnim wnukiem i mówiła tylko – nie dotykaj, to brudne, nie baw się w piasku bo będziesz miał wszy, nie baw się z innymi bo mogą cie zarazić. To było na placu zabaw… widziałam ją tylko raz… o matko!
Co za absurd 😀 A co je obchodzi Twoje dziecko? Po co komu takie prawidła głosić? Świat chcą zbawić? Dowartościować się? Nieskutecznie, jak widać po sytuacji z post scriptum 😀
Taaak…albo robiły to z dobroci serca albo…chciały się dowartościować…
Haha no mój ulubiony temat, czyli maDki:S
Tak, one, te maDki naprawdę istnieją:D
Zabrzmię jak stara emeryta XD ale gdy ja byłam mała, to było na porządku dziennym, że jadło się piasek jako dziecko. I jakoś chora na nic nie jestem. Mnie się wydaje, że to pokolenie matek jest w większości wręcz przewrażliwiona na punkcie swoich dzieci, ale ja się nie znam, w końcu sama dzieci nie mam, więc nic na temat ich wychowywania nie wiem 😀
Wiem że trudno jest zachować zdrowy rozsądek i po części rozumiem tą histerię, ale na szczęście ja nie jestem specjalnie przewrażliwiona…
Fajny blog, też piję kawę o tej porze. Będę tutaj zaglądać, a trafiłem do Ciebie z Subiektywnie o książkach, pozdrawiam sobotnio !
Dzięki! Lecę do Ciebie:)
Ja też uważam, że nastąpiło u nas jakieś przegięcie w stronę zbytniej higieny. Nie mówię, żeby od razu się nie myć w ogóle, ale ciągłe używanie mydeł antybakteryjnych, dezynfekowanie wszystkiego płynami typu domestos nie nie dopuszczanie dzieci do najmniejszego brudu to prosta droga do alergii. Też mi się zdarza zjeść coś, co „pięc minut nie leżało”. 😉
Nie, no jak 5 minut nie leżało, to luuuuz;)
a kiedy człowiek ma piasku pojeść? na emeryturze, to zęby już za słabe
Ech, i jak tu żyć;)
Oj te matki … jedna drugiej największym wrogiem :/
Wiem, że przesadzać z niczym nie można, ale mam w rodzinie osobę przesadnie pilnującą, by dzieci nie zjadły czego, co spadło na podłogę czy ziemię. Czasami bardzo mnie to irytuje, ale rozumiem takie podejście. Jeśli ktoś przeszedł zdrowotną gehennę, a okazało się (po wielu miesiącach szwendania się od lekarza do lekarza), że przyczyną było najprawdopodobniej zjedzenie czegoś niedokładnie umytego, to po prostu dmucha na zimne:).
Jestem w stanie to zrozumieć, wszak o własne dziecko dbamy jak o największy skarb.
Ja chyba trochę przesadzam z higieną, ale słyszałam o tym, że nadmierna czystość wcale nie jest taka zdrowa;).
Wiesz, myślę że wszystko w granicach zdrowego rozsądku:)
Haha 😛 Niestety znam takie sytuacje. Każda mama jest najmądrzejsza a jak przyjdzie co do czego to każda popełnia błędy. Ja nie jestem idealną mamą, ostatnio przy buntach mojej córki zastanawiam się czy w ogóle jestem chociaż w połowie dobrą 🙁 Popełniam błędy ale ich się nie wstydzę, są ważniejsze rzeczy niż przejmowanie się tym co powiedzą inni
Oczywiście, że jesteś świetną mamą. Nikt nie jest bez wad, każdy popełnia błędy. I napisałaś coś bardzo ważnego – są ważniejsze rzeczy niż przejmowanie się tym, co powiedzą inni;)
Skąd ja to znam! 🙂 A swoją drogą, jak dziecko bawi się na placu zabaw i włoży ręce o buzi, to co? To ręce należy mu odciąć? Bo to te same bakterie i wirusy… Nie popadajmy w przesadę! Brawo Ty 🙂
Haha, masz rację, grunt to zdrowy rozsądek:)
to tez tyczy sie psów. brudne to szczesliwe
O tej zależności wśród naszych czworonożnych przyjaciół nie wiedziałam:)
Rozsądek zawsze w cenie, czyli unikamy przesady i tyle. Moje dziecko też jadło z podłogi (robiła za odkurzacz) i zasypiało w psim legowisku (bo pies ją usypiał) i nie widziałam w tym nic strasznego.
Serdecznie pozdrawiam
Taaak… rozsądek droższy niż złoto! A dzisiejszy szalony świat jakoś nim nie szasta…
I dlatego place zabaw omijałam i omijam wielkim łukiem. Sam widok – wybaczcie Kobiety – zarządu Matek Polek siedzących na ławkach, przyprawiał mnie zawsze o palpitację serca i ogarniającą niemożność bycia w ich idealnie sterylnym środowisko macierzyństwa, poradników, życiowej wiedzy o dzieciach ze wszystkich stuleci… Nie, dziękuję, posiedzę w domu 🙂
Nie lubię takich porównań, ale kiedyś jadło się piach, śnieg, trawę… I żyjemy.
Niech Mała żyje tak jak chce a Mama niech ufa Swojej intuicji i zdrowemu rozsądkowi.
Pozdrawiam 🙂
Amen!;)) dziękuję za piękny komentarz!
Tak sobie myślę, że czasami idąc z dzieckiem na plac zabaw lepiej stanąć dalej od innych matek z dziećmi. Można naprawdę nabawić się cudzych frustracji.
To bardzo dobra rada, którą biorę sobie do serca….;)
Zasadę 5 sukend też znam i sama stosowałam na sobie jako dziecko 😉 Jedna truskawka jej nie zaszkodzi, a niektórym mamom brakuje odrobiny dystansu.
Wiesz, co mama to inna historia, ja je w sumie rozumiem, chcą się dowartościować czy przekazać swoje złote rady… tylko dlaczego jednocześnie wprawiają innych w zakłopotanie?
Wychowywanie dziecka w sterylnych warunkach to krok ku jego późniejszemu upośledzeniu.
Nie poszłabym aż tak daleko, ale coś w tym jest…
Z doświadczenia przeprowadzonego na moim kuzynie, wiem, że sterylne podejście prowadzi w pierwszej kolejności do alergii. Choć nie przeginanie w żadną stronę nie jest dobre.
*Choć przeginanie w żadną stronę nie jest dobre.
p.s. jak mi coś spadnie na w miarę czystą podłogę, a chcę to zjeść to 5 sekund może ulec wydłużeniu proporcjonalnie do chęci zjedzenia tego 😀
hahaha… no tak, święte słowa, nawet te przysłowiowe 5 sekund może się wydłużyć;)
Balans tu jest najbardziej pożądany 🙂
dziesięć lat i już telefon komórkowy…
Nieee… to w wózku miało na oko dwa lata;)
Do wszystkiego należy podchodzić ze zdrowym rozsądkiem, a zjedzenie brudnej truskawki, pewnie jej nie zaszkodziło.
Pozdrawiam 🙂
Myślę, że ta nieszczęsna truskawka nawet nie zdążyła się ubrudzić;)
Och, jak ja cię rozumiem i popieram w 100 procentach. A moje dziecię jada na dworze, gdyż wtedy ma największy apetyt i można jej spokojnie podsuwać owoce i warzywa 😀
Gdzie te czasy, gdy ja (a myślę, że i ty) jadałyśmy czereśnie prosto z drzewa, tarzałyśmy się na trawie i brudnymi rękami sięgałyśmy po równie brudne pomidorki 😀 Ehhhh…
Mało tego, gdy jestem na moim „końcu świata” w wakacje, moje Baby robią dokładnie to, o czym piszesz… i zdrowe jak ryby:D
Brrr. W perspektywie i mnie może to czekać i muszę przyznać, że te cudze frustracje to jedna z najbardziej przerażających perspektyw. Widziałam te mamy, które były przerażone myślą, że będą musiały kupić ciasto na jakąś szkolną zabawę, bo nie mają czasu go upiec albo te, które już się gubią w „dobrych radach” i… Ja naprawdę nie chciałabym być na ich miejscu. Ta histeria jeśli dziecko usiądzie na podłodze, na której nie było odkurzane dziesięć minut temu, te specjalne obiadki próżniowe, bio, eko, wege, bezglutenowe, bezlaktozowe, wszędzie płyny antybakteryjne, a za to jak pada pytanie o szczepienia to opowiadają bzdury.
Dystans i zdrowy rozsądek – tylko to może nas uratować. 😉
Święte słowa, tylko zdrowy rozsądek i… matczyna intuicja – ona nigdy nie zawodzi:D
A ja to bym bardzo chciała żeby każdy pilnował swojego nosa.. Specjalistów w kraju mamy mnóstwo! Każdy swoje pięć groszy musi na siłę wcisnąć! 😀
I chyba tylko po to, aby poczuć się lepiej:D
Z tymi kontaktami z drobnoustrojami jest tak jak z myciem-można przesadzić ☺
Co do brudnych truskawek -jak byłam mała zdarzało mi się jeść brudne takie które były zerwane prosto z krżaka
I nic mi nigdy nie było ?
Pozdrawiam
Lili
Napisałaś coś ważnego – że w każdą stronę można przesadzić. Także wszystko z głową i rozsądkiem:D
Podzielam pogląd Marty. 🙂 .
Z tymi 5 sekundami to podobno mit, ale przyznać muszę, że i u nas miewa to zastosowanie;) Sytuacja przedstawiona przez Ciebie jest dla mnie przykładem współczesnego świata – te wszystkie pseudo idealne mamy, które nie przegapią żadnej okazji,by wytknąć komuś błędy, a same jak się okazuje święte nie są – gra pozorów.
A ja się zastanawiam po co – dla podbudowania własnego ego?