Historia pewnego zdjęcia…Santorini

Dzisiaj będzie o moim osobistym „efekcie paryskim”. I o dziwnym zachowaniu turystów, a także o tym, jak niewiele potrzeba do szczęścia…

Na Santorini byliśmy trzy lata temu – podczas naszych wielkich, leniwych greckich wakacji. Ta mała wyspa obiecywała wiele – zachwycające widoki, cudowne wrażenia i niezapomniane emocje. Tak…jedyne, co było tam dla mnie niezapomniane to ogromna liczba turystów. Byliśmy tam w szczycie sezonu i to był chyba największy błąd.

(fot. marcinkrysiak.pl)

Santorini ma takie jedno miejsce, gdzie ponoć jest najpiękniejszy zachód słońca na świecie. Foldery reklamowe podkreślały to na każdym kroku, więc bardzo chcieliśmy zobaczyć to na własne oczy. Słońce chyliło się ku zachodowi, wiec ruszyliśmy –  Ja i Młoda skapitulowałyśmy już na początku – ciasne kamienne uliczki zamieniły się w rzekę ludzi…wszyscy szli w tym samym kierunku – aby zobaczyć ten niezapomniany zachód słońca. Mój M… miał w sobie więcej zacięcia…

Zeszłyśmy z Młodą z głównej trasy, kupiłyśmy lody i usiadłyśmy na murku, patrząc jak zmienia się wielki błękit wokół nas. Wkrótce dotarł do nas M… „zachód słońca, jak każdy inny” – stwierdził lakonicznie. Pomyślałam, że niewiele straciłyśmy. Wspólne lody były lepsze;)

Czasem bardzo niewiele trzeba do szczęścia…prawda?

49 Replies to “Historia pewnego zdjęcia…Santorini”

  1. No czasami tak bywa☺
    W sumie zachód słońca wszędzie taki sam (chyba) a reklama nierzadko wszystko koloryzuje ☺
    Pozdrawiam
    Lili

  2. Często się zdarza, że rzeczywistość weryfikuje nasze wyobrażenie na temat danej rzeczy czy miejsca. Ale myślę, że to całkiem naturalne, ważne jest jednak, żeby dać sobie możliwość podjęcia takiej próby i przekonania na własne oczy, jak rzeczy się naprawdę mają. Jeszcze częściej okazuje się, że te najbardziej spontaniczne decyzje prowadzą do najpiękniejszych wspomnień i widoków właśnie 🙂

  3. Wszystko zależy od punktu widzenia 🙂 Ja myślę, że wspólne lody i radość z przebywania razem to pełnia szczęścia! 🙂

    1. Jeżeli masz możliwość, jedź tam wiosną – temperatury znośne i tłumów ponoć brak;)

  4. W Grecji nigdy nie byłam, ale za to kilka razy Hiszpanię zobaczyłam i uwielbiam hiszpańskie wschody i zachody słońca.

    Ja zawsze jeżdzę poza sezonem, również nie lubie tłumów, szkoda, że akurat trafiłaś jak było dużo ludzi.

    Lody i razem spędzony czas to ogromne szczęście i radość 🙂

    1. Myślę, że mój odbiór Santorini byłby całkiem inny, gdyby nie te tłumy…ale jak pojechałam w sezonie, to nie mam prawa marudzić;)

  5. Sama również bardziej doceniłabym mile spędzony czas z bliskimi niż najlepsze widoki podziwiane w tłumie ludzi. Tak już niestety mam, że tłumów nie lubię;) zawsze mi odbierają pozytywne wrażenia, a pozostają jedynie nerwy;)

  6. Uśmiechnęłam sie, bo podobnie miałam w Pradze, w Złotej uliczce. Taki pochód porwał nas rzeką, że nawet zdjęcia nie mogłam zrobić. Od tej wycieczki marze by pojechać poza sezonem, o ile taki jest i zwiedzać powoli…

    1. Myślę że późną jesienią można spróbować… z pewnością będzie mniej turystów niż w sezonie letnim… A Złotej uliczki w Pradze nie widziałam…

  7. Ostatnie zdanie piękne i takie prawdziwe… jednak niektórzy ludzie zbyt wiele wymagają. Szukają gdzieś daleko, czasem poza swoje możliwości a nie widzą, że szczęście mają tuz przed nosem i to wyraźnie widoczne 😉

  8. Na Santorini nie byłam nigdy, ale odwiedziłam kiedyś Grecję – byłam na obozie między gimnazjum a 1 klasą liceum. W niewielkiej miejscowości, z dala od tłumów – na Riwierze Olimpijskiej. Pamiętam, jak w nocy chodziłam ze znajomymi, kupowaliśmy lody i siadaliśmy na murku, obserwując tubylców, którzy szli na weekendowe spotkanie w okolicznym klubie gamingowym. Magiczne momenty 🙂

    PS: Natomiast Akropol w rannym świetle – ok. godz. 8-9 – był zdecydowanie magiczny i zapierający dech w piersiach 🙂 A tłumy często niszczą cały klimat.

  9. Dokładnie, wspaniała puenta. Zdjęcie też cudowne. Nigdy nie byłam w Grecji, ale czuje, że może przyszedł czas tam skierować swoje myśli:-)

  10. Ja wyjeżdżając gdzieś liczę się z turystami i nie przerażają oni mnie wcale. Idąc w Atenach na słynny Akropol szliśmy jak mrówki … sznurkiem ale nie żałuję być może nigdy tam już nie będę ale wejścia w dane miejsce bym nie odpuściła!!:)

  11. Hahahahaha :):):) Krótko, a jakże zabawnie. Nam się marzy Santorini, te biało niebieskie domki są jak balsam dla oczu. Greccy w Grecji – to byłoby coś 🙂

  12. Moim marzeniem jest stanąć kiedyś w tym miejscu, w którym Ty stoisz i spojrzeć na niebieskie dachy Santorini.
    Jestem przekonana, że kiedyś się spełni:)
    Pozdrawiam;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.